Nowy rekord Polski
Tekst: Jacek Profus
Mała miejscowość Quixada w stanie Ceara, na północy Brazylii, jest od wielu lat listopadową mekką przelotowców. Miejsce przyciąga potencjałem długich przelotów, które można wykonywać od połowy października do początków grudnia. Od kilku lat regularnie bywają tam też polscy piloci. Miejsce jest wymagające a filmiki ze startowiska w Quixadzie krążące w internecie potrafią wywoływać ciarki na plecach. W poprzednich latach Quixadę odwiedzali Ziółek, Goray, Peson, Łosoś i przede wszystkim Filipińczyk, który ma już tam niemal status honorowego obywatela, a lokalna ludność na dźwięk polskiej mowy od razu dopytuje o Filippo „from Poland”. W tym roku przelotowego szczęścia w Brazylii szukali Adaś Grzech, Grzesiek Szafrański i niżej podpisany.
Swój urok Quixada zawdzięcza regularnie wiejącym oceanicznym pasatom, które w tym okresie wchodzą głęboko w głąb lądu. Skutkuje to pięknymi szlakami po kres horyzontu i jednocześnie skrzyżowaniem rollercoastera z corridą na startowisku, z szefem startów, Paulem, w roli torreadora. Wiatr wieje zazwyczaj w przedziale 25-35 km/h, w porywach do 40 km/h. Zdecydowanie nie jest to miejsce dla początkujących pilotów.
Nasza mała, ale dziarska grupka z optymizmem zalogowała się w hotelu Pedra dos Ventos na górce dającej piękny widok na porośniętą krzaczorami pustynię, wysychające jezioro i okoliczne bazaltowe pagóry zwane Górami Monolitowymi. Szczególnie urocze były też widoki wschodu słońca. Pobudka o 5 rano, równo ze wschodem to była nasza codzienność.
Na miejsce dotarliśmy 8 listopada by dowiedzieć się, że najlepszy czas dalekie przeloty to w tym sezonie już się … skończył, a SOL Team, czyli brazylijscy najlepsi piloci XC, już zasadniczo pakowali się do domu. W tym roku najlepsze przeloty odbywały się w trzeciej dekadzie października a brazylijscy piloci zaliczyli kilkanaście przelotów ponad 400 km, w tym w locie docelowym ponad 420 km a w przelocie otwartym ponad 470 km.
Nasze cele były bardzo ambitne czyli latamy codziennie ponad 300 km i polujemy na lot z czwórką z przodu. Rzeczywistość, prawdopodobnie z pomocą niezastąpionego Murphy’ego, niestety zweryfikowała nasze zamiary. Najdzielniej radził sobie Adaś, który trzy razy zrobił ponad 300 km i raz ponad 200, Grzesiek raz poleciał ponad 300 km i trzy razy ponad 200 km, ja wypadłem w tym towarzystwie nieco gorzej, raz zaledwie ocierając się (par excellance!) o trzy stówy, ale za to zaliczając zadeklarowany punkt docelowy w okolicy Pedro Segundo czyli 278 km od startu. Lotów z czwórką z przodu, jak na złość, było całkiem sporo. Niestety były to odległości dwucyfrowe więc dyskretnie pominę ten wątek, zwalając naturalnie na nieprzyjaznego waruna i złośliwego Murphy’ego. No bo jak inaczej zrozumieć fakt, że któregoś dnia cała nasza trójka została zgodnie „usadzona” po godzince latania, kiedy nasz włoski kolega Arduino Persello „walnął” 425 km?
Paradoksalnie właśnie dzień, w którym udało mi się polecieć daleko w locie docelowym, był najsympatyczniejszy w trakcie całego pobytu. W zasadzie cały lot lecieliśmy razem, słysząc się doskonale przez radio. Był to pierwszy długi lot zaraz po przyjeździe, z pełnym zapasem energii i entuzjazmu. Grzesiek z Adamem wystartowali pierwsi jeszcze przed 8 rano i szybko zrobili chmurę, ja musiałem zaczekać na żaglu na kolejną fazę termiczną i dogoniłem chłopaków kilkanaście kilometrów za startem. Potem już lecieliśmy słysząc się przez cały czas przez radio. Pierwsza część lotu to niskie latanie nad równiną przy podstawach 1000-1200 m n.p.m. i trzeba było bardzo uważać bo najmniejszy błąd to lądowanie na wyschniętej i pokrytej szarymi, nieprzyjaznymi krzaczorami pustyni, o czym zresztą wielokrotnie przekonaliśmy się w kolejnych dniach. Dopiero po 12 latanie robi się tu bardziej komfortowe, kiedy podstawy sięgają już 1700-1800 m n.p.m., a prawdziwe cymesy zaczynają się ok. 14 kiedy chmury podnoszą się na 2200-2400 m n.p.m. Wciąż trzeba jednak latać z dużą uwagą. Zdarzają się rozległe obszary niebieskiego nieba, które zgodnie postanawialiśmy na ogół oblatywać, żeby nie ryzykować w poszukiwaniu „błękitnych” kominów. Duże góry, które mi wyrosły na trasie też w zasadzie obleciałem na około, gdyż nie widziałem pod sobą żadnych większych dróg i nie chciałem ryzykować kilkugodzinnego marszu do cywilizacji w 40 st. upale.
Grzesiek z Adamem polecieli odważniej, przelatując góry w okolicy miejscowości Monsenhor Tabosa, która zresztą dostarczyła nam sporo atrakcji kilka dni później. Późnopopołudniowe latanie to już sama przyjemność. Kto przetrwa do 14-15 ten ma do dyspozycji szerokie, rozległe cumulusowe autostrady. Wtedy gaz do dechy i wio. Trik tylko leży w tym, żeby dotrwać do 14, startując między 7 a 8 rano. Aktywność termiczna ustaje około 16.30 z prostego powodu. Zachód słońca tuż pod równikiem ma miejsce nieco po 17 a ciemność zapada w ciągu kilkunastu minut. W naszym wspólnym przelocie lataliśmy do godziny 16. Po ok. 8 godzinach lotu udało się dolecieć do Pedro Segundo. Chłopaki lądowali tuż przed miasteczkiem. Ja miałem ochotę jeszcze trochę polecieć ale gęste czarne chmury i ściana deszczu były wystarczającym powodem, żeby się nie upierać. Euforia po zaliczeniu punktu docelowego była i tak olbrzymia. Potem okazało się, że w punkcie nawrotu do trzysetki brakowało mi… 30 metrów. I jak tu wątpić w istnienie Murphy’ego?! Na szczęście brazylijskie piwo jest całkiem przyzwoite i dobrze schłodzone więc udało się uczcić godnie wspólny lot i nabrać sił przed 8 godzinnym powrotem do hotelu.
Kolejne dni przyniosły dużo latania ale długich przelotów było mniej niż oczekiwaliśmy. Latanie w tym terenie jest trudne i nieoczywiste. Wymaga dużej koncentracji i… odrobiny szczęścia. Szczególnie w pierwszych godzinach lotu. A przygody związane z lądowaniem w głębokim brazylijskim interiorze to historie same w sobie ale już na inną okazję.
Od redakcji:
10.01.2013 lot Jacka z dnia 10.11.2012 został zatwierdzony jako oficjalny rekord Polski w przelocie do zadeklarowanego celu z wynikiem 278,2 km.
Najnowsze wiadomości
-
Rafał Łuckoś – wywiad z 2012 roku
3 lutego 2014
Archiwalny wywiad z Rafałem
-
Wypadek w Meksyku
2 lutego 2014
W piątek, 31 stycznia 2014 w Valle de Bravo w Meksyku zginął tragicznie nasz kolega
-
Zimowy numer Vario
22 stycznia 2014
Witam, zimowy numer magazynu Vario jest już gotowy. W sprzedaży i u prenumeratorów powinien być pod koniec przyszłego tygodnia.
-
Konkurs magazynu Vario i firmy Simpass Sp. z o.o.
30 października 2013
Magazyn Vario wraz z firmą Simpass Sp. z o.o. ogłaszają konkurs dla pilotów paralotniowych
-
Jesienny numer Vario już w kioskach
29 października 2013
Dziewiąty numer czasopisma Vario już dostępny